czwartek, 9 kwietnia 2015

1.Coś się zaczyna...

       Dzień zapowiadał się zwyczajnie. Szłam jak zwykle, wysłana
 przez mamę do miasta. Oczywiście zamiast pójść nowo wybudowaną
drogą poszłam starą ścieżką przez las. 
Legenda głosiła, że ten kto po drodze spotka błękitne ogniki tego spotka coś niezwykłego. Słyszałam mnóstwo historii o tym jak różne osoby szukały tam szczęścia jednak żadna nigdy nie wróciła. Ja rzecz jasna nie wierzyłam w te bajeczki, choć przyznam, że brzmiały bardzo ciekawie. 
       Wiał lekki wiatr, poczułam się dziwnie bo usłyszałam dziwne szepty. Pomyślałam, że ktoś może
 za mną iść, więc obróciłam się delikatnie. Nikogo nie zobaczyłam. 
- Halo? - oczywiście nikt nie dopowiedział. Usłyszałam szelest liści, szybko obróciłam się w tamtą stronę, nic jednak nie zobaczyłam. Kilka kroków dalej znów usłyszałam ten szeleść, tak jakby ktoś bardzo szybko przemieszczał się pomiędzy krzakami, drzewami i cierniami... Zignorowałam to tłumacząc sobie, że to królik, szłam dalej. Po dłuższej chwili zmęczyłam się więc zwolniłam kroku. Znów usłyszałam szepty, coś nagle przebiegło mi przed nosem. Natychmiastowo i bez namysłu zerwałam się z miejsca i  pobiegłam za tym kimś.
- Czekaj! - zawołałam jednak to coś tylko przyspieszyło. Postać błyskawicznie skręciła w lewo, potem chwila prostej i znów skręt w lewo, potem w prawo. Widać było, że chce mnie zgubić jednak ja nie dawałam za wygraną przyspieszałam by jak najszybciej dowiedzieć się kim jest dana osoba. Skręcił znów w lewo - zaraz wpadnie w ślepy zaułek - pomyślałam. Zwolniłam, aby złapać go już tam. Wyskoczyłam przed tę osobę.
- Ha! Teraz mi już nie uciekniesz! - spojrzałam na wystraszonego zajączka. Zrobiłam zażenowaną minę i obróciłam się w celu powrotu na ścieżkę. jednak szybko zrezygnowałam.
- To był zając, a postać przebiegająca przede mną była dużo większa... Skoro to ślepy zaułek to to coś dalej tu musi być... To coś albo ten ktoś... - Pomyślałam. Pobiegłam w bok, a raczej udałam , że pobiegłam. Schowałam się i czekałam, aż ten ktoś tu wróci, a byłam pewna, że wróci bo tutaj da się tylko schować i nie ma już żadnej innej drogi ucieczki. Nie myliłam się, już po paru chwilach ta osoba zeskoczyła z gałęzi nade mną.
- Uf, blisko było... - odetchnął z ulgą i poszedł dalej. Miałam ochotę zobaczyć gdzie idzie, więc poszłam za nim. Droga była dość długa i w końcu zaczęłam tracić cierpliwość. Miałam ogromną ochotę go zaatakować. W końcu nie wytrzymałam i skoczyłam ku niemu.
- Ktoś ty i czemu mnie śledziłeś?! - zawołałam, a on od tak znikł mi z oczu... Uciekł mi! "Dałam sobie z nim siana" i chciałam wrócić na ścieżkę. Kiedy się obróciłam zobaczyłam płomyki pod drzewami, dalej widziałam śliczne światło....










    
       

1 komentarz:

  1. Jestem i będę zawsze pierwsza!!! ^w^
    No to tak:
    1. Początek jest ciekawy, chociaż spodziewałam się czegoś bardziej zabójczego...
    No cóż, mam nadzieję, że napiszesz coś powalającego ^^
    2. Nie zauważyła u ciebie żadnych błędów, to mnie bardzo cieszy
    ( Zaczynasz lepiej ode mnie :'D)
    Nie mogę się doczekać co będzie dalej! ^3^
    3. Zaczęłaś bardzo krótko, oczekuję od ciebie notek dłuższych,
    ale jak na początek i wprowadzenie czytelników to jest gites majonez O3O

    Pozdrawiam, twoja Saphi!

    OdpowiedzUsuń